W 2025 r. liczba urodzeń znów spadnie o kilka tysięcy. "To nie jest kryzys, ale wyzwanie"

- Od kilku lat liczba zgonów przewyższa liczbę urodzeń. Z mapy Polski co roku ubywa miasto wielkości Zielonej Góry
- W 2024 r. na statystyczną Polkę przypadało 1,1 dziecka. Dla prostej zastępowalności pokoleń ten wskaźnik powinien wynosić minimum 2,15
- Dyskutujmy już raczej nie o tym, że dzietność jest niska, ale o tym, co zrobić, żeby kobiety, które pragną mieć dzieci, mogły i chciały je mieć, jeśli decydują się na nie w późniejszym wieku - podkreśla prof. Irena Kotowska zasiadająca w Rządowej Radzie Ludnościowej
Dwa zasadnicze problemy, na które obecnie wskazują statystyki demograficzne to malejąca dzietność i jednocześnie starzenie się społeczeństwa - mówili eksperci podczas dyskusji na niedawnym (8 lipca) posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Przyszłości Demograficznej Polski.
Spadek urodzeń w Polsce dostrzegalny jest od lat 80. minionego wieku. Ostatni baby boom, czyli okres w którym wyraźnie wzrosła liczba urodzeń miał miejsce 1983 r., kiedy na świat przyszło 723 tys. dzieci. Potem z roku na rok ta liczba spadała, do 272 tys. w 2023 r. i 252 tys. w 2024 r.
Dane za I kwartał 2025 r. tylko potwierdzają utrzymujący się niekorzystny trend w liczbie urodzeń.
- Już możemy przyjąć, że liczba urodzeń w 2025 r. znów będzie mniejsza o kilka tysięcy rok do roku - oceniła Anna Wysocka, dyrektorka Departamentu Badań Demograficznych Głównego Urzędu Statystycznego.
Od kilku lat statystycy odnotowują ujemny przyrost naturalny. Więcej Polek i Polaków umiera niż się rodzi. W 2024 r. ubytek liczby ludności wyniósł 147 tysięcy. Od 2021 r. osiąga ok. 130 tys. To tak jakby z mapy Polski znikało miasto wielkości Zielonej Góry czy Rudy Śląskiej.
Według danych EUROSTAT-u wskaźnik dzietności Polek (liczba dzieci przypadająca statystycznie na kobietę w wieku rozrodczym - red.) w 2023 r. wynosił 1,16, w 2024 r. - 1,1. Dla porównania - w 1951 r. było to 3,75, co pokazuje jak głęboka jest „zapaść” pod względem liczby urodzeń.
- Dla prostej zastępowalności pokoleń wskaźnik dzietności powinien wynosić nie mniej niż 2,15 - podkreślała Anna Wysocka.
Jesteśmy także najszybciej starzejącym się społeczeństwem w Unii Europejskiej. W 2023 r. już ponad 7,5 mln Polek i Polaków osiągnęło lub przekroczyło wiek 65 lat, co stanowi 20,1. proc. ogólnej liczby ludności. W 1990 r. osoby starsze stanowiły ok. 1/10 ludności.
Zmiany demograficzne niosą z sobą ogromne wyzwania ekonomiczne i społeczne dla Polski. Według prognoz GUS do 2060 r. liczba osób w wieku produkcyjnym spadnie o 34,6 proc. tj. o 8 mln osób. Przybędzie ludności w wieku poprodukcyjnym - o 23,4 proc. tj. o ponad 2 mln osób. Jednocześnie zmniejszy się liczba ludności w kraju - do ok. 31 mln.
Jak zaznaczyła dr Katarzyna Górniak z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej, eksperci posiadają szeroką i pogłębioną wiedzę dotyczącą demografii, którą przekazują decydentom w formie różnorodnych analiz. Problem w tym, że jest ona wykorzystywana doraźnie.
Dotąd podejmowane działania okazują się nieskuteczne. - Wyjściem z tej sytuacji jest przyjęcie, że naszym problemem nie jest niska dzietność czy starzenie się społeczeństwa, ale brak odpowiedniej odpowiedzi na te zjawiska w zakresie polityki społecznej i zdrowotnej - mówiła.
Czytaj też (tekst archiwalny):
Przemiany demograficzne - dramat czy proces?Czy potrafimy sprostać tym wyzwaniom? Jak zwróciła uwagę prof. Irena Kotowska ze Szkoły Głównej Handlowej, zasiadająca w Rządowej Radzie Ludnościowej, sytuacja demograficzna Polski jest obecnie bardzo często przedstawiana jako wyjątkowo niekorzystna, dramatyczna, ale bez odniesienia się do trendów demograficznych na świecie.
- Rzecz w tym, żeby zrozumieć, że znajdujemy się na określonym etapie przemian, które dotyczą coraz większej liczby krajów. Już ponad połowa ludności świata żyje w krajach, w których współczynnik dzietności jest poniżej prostej zastępowalności pokoleń - 2,1 - tłumaczyła profesor.
Za krytycznie niską dzietność uważa się spadek wskaźnika dzietności poniżej 1,5 dziecka na kobietę. - Należymy do tej grupy krajów w Europie, które zmagają się z niską dzietnością. Polskę w tej grupie wyróżnia jednak to, że tak niski wskaźnik utrzymuje się i raczej w najbliższym czasie tu nic znacząco się nie zmieni. Musimy natomiast robić wszystko, żeby zahamować ten spadek - podkreślała prof. Irena Kotowska.
Dzietność poniżej zastępowalności pokoleń pojawiła się już w końcu lat 60. i 70. w krajach Europy północnej, ale w tych krajach do niedawna, czyli do ostatniej dekady ten współczynnik nigdy nie był niski, czyli nie spadł poniżej 1,5. Natomiast kraje Europy środkowej i wschodniej, które dołączyły do tego trendu w latach 90., doświadczyły spadku dzietności w krótszym czasie i był on bardziej radykalny. Po 2018 roku weszliśmy w kolejną fazę spadku.
Jak mówiła profesor, istotny wpływ na niską dzietność ma późniejsze decydowanie się przez kobiety na dziecko. W części krajów, które doświadczyły spadku dzietności, ale później ją częściowo odbudowały, nastąpiło opóźnienie prokreacji przy jednoczesnej kompensacji urodzeń przez ich wzrost po wkroczeniu kobiet do nieco starszej grupy wiekowej. W Polsce takie „odbicie” było bardzo słabe.
Profesor Irena Kotowska namawiała, by wykorzystać tę wiedzę. - Zatem dyskutujmy już raczej nie o tym, że dzietność jest niska, ale o tym, co zrobić, żeby kobiety, które pragną mieć dzieci, mogły je mieć, jeśli decydują się na nie w późniejszym wieku - mówiła.
Zaznaczyła: - Tym bardziej, że gdy analizujemy odpowiedzi Polek i Polaków na pytanie o to ile dzieci chcą mieć, to porównawczo wynika z nich, że średnia liczba dzieci, którą mają jest mniejsza od liczby dzieci, które by chcieli mieć. To jest bardzo ważne ustalenie, które pozwala nam na sugerowanie pewnych rozwiązań.
Wpływ na decyzje prokreacyjne ma niepewnośćZjawiskiem, które powinno też być zauważone przez decydentów, są dokonujące się zmiany w modelu rodziny. Rodziny z dziećmi oparte o związki niemałżeńskie odgrywają coraz większą rolę społeczną. Ich liczba w ostatniej dekadzie wzrosła prawie 3-krotnie. Co 10. dziecko wychowuje się w takiej nieformalnej rodzinie.
- Jeżeli mówimy o polityce wspierającej dzietność i formułujemy cele, to nie możemy tego faktu pominąć, a nie jest on raczej obecny w dyskusjach - zaznaczyła profesor.
Zdaniem prof. Ireny Kotowskiej należy też wspierać stan zdrowia reprodukcyjnego i to nie tylko w oparciu o dostępność do publicznych programów diagnostyki i leczenia niepłodności, ale także edukacji.
- Będziemy podkreślać, że dzisiaj planowanie rodziny to nie jest tylko antykoncepcja, ale także rozwiązania, które pozwalają mieć rodzicom dzieci wtedy, gdy się na nie decydują - powiedziała.
Zwróciła też uwagę, że badania, które są prowadzone wśród kobiet w wieku 20-39 lat pokazują wzrost niepewności jako czynnika związanego z decyzjami prokreacyjnymi. Ważnym komponentem tej niepewności jest ustawa dotycząca aborcji w Polsce i brak zaufania do istniejących rozwiązań systemowych potrzebnych, gdy rodzina znajdzie się w trudnej sytuacji. - To bardzo ważny czynnik wstrzymywania decyzji o posiadaniu dziecka - podkreśliła profesor.
Inga Domagała, dyrektorka Departamentu w Demografii w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, przyznała, że nie wiadomo w pełni co kieruje Polkami i Polakami, gdy nie decydują się na rodzicielstwo lub poprzestają na 1. dziecku. Stąd trwające bądź opracowywane badania, które mają dać odpowiedź na tak postawione pytanie.
"To nie kryzys, ale wyzwanie"W badaniach socjologicznych rysuje się inny obraz kobiety niż jeszcze w latach 90. - Kobiety są lepiej wykształcone, ambitne. Nie chcą być uzależnione od mężczyzn. Nie poświęcają swoich osobistych ambicji zawodowych na rzecz bycia matką. Chcą nią być, ale mają trudność w łączeniu ról. Dlatego ważne, by stwarzać kobietom warunki, które to ułatwią - mówiła Dorota Gierej, zatępca dyrektora Departamentu Polityki Rodzinnej w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
W opinii prof. Ireny Kotowskiej, konieczna jest zmiana narracji o problemie niskiej dzietności i starzenia się społeczeństwa.
- To, że starzeje się polska populacja to nie jest kryzys, jeśli weźmiemy pod uwagę zwiększoną długość życia czy fakt, że wielu emerytów pozostaje w takim stanie zdrowia, że nadal pracuje. Starzenie się społeczeństwa to wyzwanie, ale nie zagrożenie, bo ono pojawi się, jeśli nie będziemy umieli dostosować się do nieuniknionych zmian - mówiła.
Profesor, apelowała też o szersze, a nie wycinkowe spojrzenie na politykę prorodzinną. - Sam program 800 plus nie spowoduje zwiększenia liczby urodzeń. Należy raczej rozmawiać o tym, jak w szerokim zakresie poprawiać jakość i ułatwiać życie rodzinom z dziećmi, bo wszelkie działania w tym kierunku mogą się przełożyć na decyzje prokreacyjne - podkreśla, namawiając by na niską dzietność patrzeć przede wszystkim nie jak na kryzys, ale wyzwanie. To problem, z którym mierzy się nie tylko Polska.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
rynekzdrowia